Na dworze wiosna w pełni, kwitną magnolie, w Lidlu hiszpańskie truskawki za 8 złotych za kilogram, a ja się zabieram za wpis o zimie. No cóż, jakoś tak wcześniej… nie zdążyłam. Mimo wszystko mam nadzieję, że z przyjemnością poczytacie o naszej lutowej podróży, a może nawet, że tekst przyda Wam się przy planowaniu podobnej podróży w przyszłych latach!
We wpisie o zorzy polarnej pisałam, że na Islandię wybraliśmy się stricte po to, żeby zobaczyć zorzę. Choć Islandia już od jakiegoś czasu znajdowała się na mojej liście krajów do odwiedzenia, zwiedzanie jej kojarzyło mi się raczej z cieplejszymi porami roku i nie sądziłam, by zimowe warunki były ku temu odpowiednie. Na szczęście nie miałam racji – Islandia zdaje się mieć turystom całkiem sporo do zaoferowania niezależnie od pory roku.
Pogoda i warunki drogowe zimą na Islandii
Nie lubię generalizowania i kreowania się na znawcę pogody w danym miejscu na podstawie jednego czy dwóch wyjazdów. (Pamiętam pewną imprezę plenerową w Polsce w lipcu kilka lat temu, kiedy w ciągu dnia temperatura nie przekroczyła 12 stopni. Wyobraźcie sobie, że jakiś obcokrajowiec odwiedza Polskę w tym właśnie okresie i potem latami powtarza wszystkim znajomym, że w Polsce nie ma lata, a temperatura w lipcu oscyluje w okolicach 10 stopni. Absurd, prawda?)
Obiektywnie sprawa wygląda tak, że dzięki ciepłym prądom morskim klimat Islandii jest łagodniejszy, niż wskazywałoby na to jej położenie. Niezależnie od pory roku działanie tych prądów jest najsilniejsze na południowo-zachodnim i południowym wybrzeżu, za to im dalej w głąb wyspy, tym średnie temperatury są niższe. Trzeba być także przygotowanym na możliwość wystąpienia silnych wiatrów oraz fakt, że warunki atmosferyczne na Islandii, szczególnie na wyżej położonych terenach, potrafią zmieniać się błyskawicznie. Nie bez powodu Islandczycy mawiają: “jeśli nie podoba Ci się pogoda, poczekaj pięć minut”.
Podczas naszego wyjazdu w pierwszej połowie lutego temperatura w Reykjaviku i w okolicach Golden Circle przez większość czasu wynosiła kilka stopni poniżej zera, ale silny wiatr sprawiał, że temperatura odczuwalna bywała nawet o kilkanaście stopni niższa. Islandia pokryta była sporą warstwą śniegu, a później – w wyniku trwającego dosłownie kilka godzin ocieplenia – także lodu. Od gospodarza naszego bed&breakfast dowiedzieliśmy się jednak, że tak duże opady śniegu na południu Islandii są w dzisiejszych czasach rzadkością, do tego stopnia, że młodzi Islandczycy nie bardzo wiedzą, jak w zimowych warunkach prowadzić samochód (co w sumie brzmi trochę jak coś, co mógłby powiedzieć ktoś z pokolenia moich rodziców czy dziadków o Polsce i młodych Polakach).
Warunki do jazdy mogą okazać się idealne, ale warto być gotowym także na inną okoliczność. W naszym wypadku, w obliczu napotkanego śniegu i lodu, samochód z napędem na cztery koła okazał się koniecznością i cieszę się, że to przewidzieliśmy, dokonując rezerwacji przed wyjazdem. Mieliśmy najtańszą w tym przedziale Dacię Duster, ale radziła sobie całkiem dobrze. Jeśli planujecie jazdę zimą po Islandii (i czytacie po angielsku) polecam Wam ten tekst, w którym różni kierowcy opowiadają o swoich doświadczeniach w tym temacie, a także dają wskazówki – myślę, że najważniejszy jest właśnie napęd 4×4 (co wiąże się też z wyższym zawieszeniem), własna skrobaczka do szyb (z jakiegoś powodu nie ma ich na wyposażeniu wynajmowanych samochodów), ostrożna jazda i jeszcze ostrożniejsze otwieranie drzwi podczas silnych wiatrów, najlepiej po ustawieniu samochodu przodem do wiatru – wiatr może wyrwać wam drzwi z ręki, a koszt powstałych w ten sposób uszkodzeń nie jest pokrywany z ubezpieczenia.
Trzeba również zdawać sobie sprawę, że część dróg może być zimą nieprzejezdna. Wiele dróg wewnątrz wyspy, na wyżej położonych terenach, to tak zwane F-roads, które wymagają napędu na cztery koła niezależnie od pory roku, a zimą są po prostu zamknięte ze względu na bezpieczeństwo podróżnych. W zależności od panujących warunków czasowo zamknięte mogą zostać także większe drogi. Aktualizowaną na bieżąco mapkę ze stanem przejezdności dróg znajdziecie tutaj.
Poza kwestiami samochodowymi (i ciepłymi ubraniami, które są chyba oczywistością) warto zaopatrzyć się w nakładki antypoślizgowe na buty, których my niestety ze sobą nie mieliśmy – z tego, co wiem, można je kupić np. w Decathlonie.
Zimowe atrakcje na Islandii
Co można robić zimą na Islandii? Myślę, że w głównej mierze to samo, co latem – zwiedzać Reykjavik, pokonywać trasy piesze, kąpać się w gorących źródłach i podziwiać islandzkie cuda natury, jak wodospady czy gejzery. W okresie zimowym, mniej więcej od września do kwietnia, dochodzi do tego oczywiście możliwość zaobserwowania zorzy polarnej, o czym pisałam więcej tutaj.
My wybraliśmy się na Islandię na tydzień i zdecydowaliśmy się ograniczyć swój pobyt do Reykjaviku oraz położonego niedaleko Golden Circle, czyli tzw. Złotego Kręgu – najpopularniejszej trasy turystycznej na Islandii, skupiającej jedne z najważniejszych atrakcji naturalnych kraju. Czasami pogoda krzyżowała nam plany – zdarzyło się, że silny wiatr zatrzymał nas na cały dzień w B&B, w którym się zatrzymaliśmy, a siarczysty mróz i skuta lodem powierzchnia zmusiły do maksymalnego skrócenia spaceru wokół krateru wulkanu – ale mimo wszystko udało nam się wykorzystać czas dość produktywnie i zobaczyć kilka naprawdę ciekawych miejsc. Kilka słów o tych, które spodobały nam się najbardziej, przeczytacie poniżej.
Gejzer Strokkur (Golden Circle)
Trzy flagowe atrakcje Golden Circle to park narodowy Þingvellir (mający dla Islandii znaczenie historyczne, bo to tam ponad tysiąc lat temu po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament, ale także ciekawy z geologicznego punktu widzenia, jako miejsce styku eurazjatyckiej oraz północnoamerykańskiej płyty tektonicznej); wodospad Gullfoss oraz gejzery doliny Haukadalur – Geysir oraz Strokkur. Choć to Geysir jest zdecydowanie większym z dwóch gejzerów, jego erupcje są nieregularne i rzadkie. Strokkur za to wybucha non stop, co kilka minut, co czyni go jednym z najbardziej “niezawodnych” gejzerów na świecie. To właśnie Strokkur spodobał nam się najbardziej ze wszystkich atrakcji Golden Circle – gdybym tylko tak bardzo nie marzła, mogłabym całymi godzinami obserwować, jak raz po razie na powierzchni niewielkiego dymiącego stawu niespodziewanie formuje się bąbel, który sekundę później jest już wysoką na kilkanaście metrów fontanną wody.
Gorące źródła Secret Lagoon
Ze względu na swoje położenie na styku płyt tektonicznych Islandia charakteryzuje się dużym zagęszczeniem wulkanów, a te z kolei wiążą się z aktywnością geotermalną. Aktywność geotermalna daje Islandczykom nie tylko możliwość podziwiania gejzerów, ale także wykorzystywania energii geotermalnej do ogrzewania mieszkań i wody, ogrzewania szklarni, w których owoce i warzywa uprawia się przez cały rok, czy produkcji energii elektrycznej. Jednak chyba najbardziej znanym na świecie zastosowaniem aktywności geotermalnej są popularne hot springs, czyli gorące źródła. Znajdziecie ich w Islandii całą masę – mniejsze i większe, mniej i bardziej popularne, mniej lub bardziej zmienione przez człowieka.
My wybraliśmy położoną niedaleko naszego miejsca zamieszkania Secret Lagoon. To najstarsze tego typu miejsce na Islandii, składa się z basenu na świeżym powietrzu, w którym woda przez cały rok utrzymuje temperaturę ok. 40 stopni. Dzięki ciepłej, parującej wodzie pobyt w basenie jest przyjemny niezależnie od pory roku – to znaczy nie mogę zaprzeczyć, że przez podmuchy subarktycznego wiatru lekko marzła mi głowa, ale nie przeszkodziło mi to spędzić w wodzie blisko godziny. Można także wziąć ze sobą czapkę. Wstęp kosztuje 3000 ISK (około 100 złotych), na miejscu znajdują się szatnie i prysznice, a za dodatkową opłatą można wypożyczyć ręczniki i stroje kąpielowe.
Muzeum Perlan (Reykjavik)
Jeśli czytacie mnie od jakiegoś czasu, to pewnie kojarzycie, że nie jestem wielką wielbicielką zwiedzania miast. Od budynków, muzeów i wielkomiejskich tłumów wolę spokój i kontakt z przyrodą. Trudno jednak nazwać Reykjavik wielkim miastem – choć jest jedną z europejskich stolic, liczy sobie jedynie około 125 tysięcy mieszkańców. Co więcej, może pochwalić się naprawdę malowniczym położeniem nad morzem i zatoką Fax oraz w bliskiej odległości masywu góry Esja. Które atrakcje Reykjaviku warto zobaczyć? Według mnie na uwagę zasługuje głównie charakterystyczny kościół Hallgrímskirkja z tarasem widokowym na szczycie wieży, położona nad samym morzem rzeźba łodzi Sólfar (Sun Voyager) oraz to, co nam spodobało się najbardziej, czyli muzeum Perlan.
Budynek Perlan, położony na wzgórzu i łatwo rozpoznawalny dzięki olbrzymiej szklanej kopule, powstał jako zespół zbiorników na gorącą wodę. Obecnie w głównej bryle budynku działa nowoczesne, multimedialne muzeum z wystawą pt. Wonders of Iceland, która skupia się na historii naturalnej wyspy, jej wulkanach, trzęsieniach ziemi, aktywności geotermalnej itd. W muzeum znajdziecie również stworzoną przez człowieka jaskinię śnieżną oraz planetarium z dwoma seansami w języku angielskim – Wonders of Iceland oraz Áróra. Ten ostatni, poświęcony zorzy polarnej, opowiada m.in. o kulisach jej powstawania, ale także (a może przede wszystkim) pozwala po prostu zobaczyć zorzę polarną na dużym ekranie – nie bez powodu seans ten nazywa się “gwarantowaną zorzą”. Warto również udać się na usytuowany w szklanej kopule taras widokowy. Bilet obejmujący taras, wystawę oraz obydwa wspomniane seanse kosztuje 4500 ISK, czyli około 150 złotych.
Jak zorganizować wyjazd na Islandię | Ile to kosztuje
Zorganizowanie wyjazdu na Islandię nie jest niczym trudnym. Bilety lotnicze z Warszawy, Gdańska, Wrocławia i Katowic kupicie na stronie WizzAira. My lecieliśmy z bagażem podręcznym (za który zgodnie z obecną polityką linii również trzeba dopłacić) i wyniosło nas to około 500 złotych za osobę. Samochód, po uprzednim porównaniu cen na różnych stronach, wynajęliśmy na budget.is. Za wypożyczenie Dacii Duster na tydzień zapłaciliśmy 42500 ISK, czyli około 1350 złotych.
Noclegi jak zawsze rezerwowaliśmy przez booking.com. (Jeśli klikniecie w mój link i dokonacie na booking.com jakiejkolwiek rezerwacji, serwis podzieli się ze mną częścią pobieranej prowizji. Z góry dziękuję!) Z czystym sercem mogę polecić Wam bed&breakfast w okolicach Golden Circle, w którym się zatrzymaliśmy. Choć pokoje są nieduże, mają własne łazienki (co na Islandii nie jest takie oczywiste), jest bardzo czysto, a przez cały dzień goście mogą korzystać ze sporej, ogólnodostępnej kuchni, co przy islandzkich cenach oraz niewielkiej liczbie przybytków kulinarnych w okolicy jest naprawdę sporą zaletą. Sześć nocy w tym miejscu wyniosło nas około 520 euro.
Dość dużo zapłacimy na Islandii za jedzenie – zarówno to serwowane w restauracjach, jak i to, które znajdziemy na sklepowych półkach, choć przygotowywanie posiłków samemu jest oczywiście sporą oszczędnością w porównaniu do jadania w restauracjach. Z perspektywy Polaka droga jest także benzyna, około 7 – 7,5 zł za litr.
Jaki jest całkowity koszt tygodniowego wyjazdu na Islandię? To oczywiście zależy od bardzo wielu czynników, ale na potrzeby tekstu zrobiłam szybkie podliczenie naszego wyjazdu. Wynika z niego, że tygodniowa wycieczka wyniosła nas niecałe 3500 zł za osobę – nie licząc drobnych pamiątek oraz naszego dojazdu, parkowania oraz noclegu w Gdańsku, z którego mieliśmy lot.
Czy warto jechać na Islandię zimą?
Uważam, że zimowy wyjazd na Islandię jak najbardziej ma sens – szczególnie wtedy, jeśli przy okazji chcielibyśmy podjąć próbę zaobserwowania zorzy polarnej. Zimą możliwe jest zwiedzanie większości atrakcji, a do tego ilość turystów jest wyraźnie mniejsza – ze statystyk wynika, że w sierpniu 2018 zajętych było 84,9% wszystkich pokoi, a w styczniu 2019 już jedynie 49,9%.
Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że w niektórych przypadkach nieprzewidywalna islandzka pogoda może pokrzyżować nam szyki. Dodatkowo musimy być świadomi faktu, że zimą dzień na Islandii jest dość krótki – co jest niezaprzeczalną zaletą podczas polowania na zorzę, ale wadą, jeśli nastawiamy się na intensywne zwiedzanie.
Co ciekawe, aktualnie Islandia przez cały rok posługuje się czasem GMT (tym, którym zimą posługuje się Wielka Brytania), czyli czasem dość mocno rozbieżnym z tym wynikającym z jej położenia geograficznego. Podczas naszego wyjazdu słońce w Reykjaviku wschodziło w okolicach godziny 10, a zachodziło około 17 (według czasu geograficznego byłyby to okolice godziny 8 i 15). Inna sprawa, że ze względu na słońce, które zimą na Islandii nie oddala się zanadto od horyzontu, przez kilka godzin przed wschodem i kilka po zachodzie panuje tzw. szarówka.
Nasz krótki wyjazd na Islandię spełnił wszystkie moje oczekiwania, a sama Islandia bardzo mi się spodobała – tym bardziej, że wodospady, gejzery, gorące źródła, góry i wulkany przypominały mi Nową Zelandię, czyli zdecydowanie jeden z moich ulubionych krajów. Chętnie wróciłabym na Islandię na trochę dłużej, choć już chyba jakąś cieplejszą porą roku, zwiedzić – co najmniej – jej część środkową i zachodnie fiordy, zobaczyć owce na pastwiskach, a może nawet zaprzyjaźnić się bliżej z islandzkimi końmi :)