10 rzeczy, których być może nie wiesz o Szkocji

12 października 2015

W poprzednim wpisie opisałam naszą wrześniową wycieczkę do Szkocji, znajdziecie tam też sporo zdjęć. Dzisiaj o Szkocji trochę z przymrużeniem oka. Wiecie na pewno, że jest tam wiele pięknych zamków, dookoła same góry i jeziora, a w pubach strumieniami leje się piwo i whisky. Wiecie, że tak jak w reszcie Wielkiej Brytanii obowiązuje tam ruch lewostronny, a na śniadania jada się to z obrazka na górze. Ale być może nie wiecie, że w Szkocji…

  1. jest cała masa kościołów. Bywa tak, że jeden kościół graniczy z drugim. Wiele z nich jest już teraz niepotrzebnych i przeszło w prywatne ręce – są wykorzystywane jako restauracje, puby, firmy pogrzebowe czy mieszkania do wynajęcia.
  2. mówią na hot dogi „dogs”, czyli po prostu „psy”.
  3. mają okropne jedzenie. Poza Glasgow i Edynburgiem zjedzenie w restauracji jakiegoś warzywa graniczy z cudem – chyba że zaliczymy do warzyw ziemniaki i te nieapetyczne, grube, skąpane w głebokim tłuszczu frytki, które z nich robią. Jeśli zamówicie w restauracji hamburgera z prawdziwej szkockiej wołowiny, najprawdopodobniej dostaniecie samą bułkę, kawałek mięsa i frytki. Zero sera, pomidora, sałaty. Wszystko jest okropnie tłuste, a większość dań wygląda tak, jakby została kupiona gotowa z zamrażarki w sklepie i potem tylko podgrzana. Także bardzo popularny w Szkocji boczek nie jest tym, co znamy z Polski – polski boczek uwielbiam, a szkocki był dla mnie przykrym doświadczeniem, bo po prostu nie da się go pogryźć. W supermarketach sprawa wygląda trochę lepiej, składy produktów są krótsze i bardziej przejrzyste niż w Polsce, jest też dużo większy wybór całkiem niezłych gotowych dań (na przykład zupy w puszce, tarty do piekarnika czy dania indyjskie). A propos tego ostatniego – najlepszy posiłek na wycieczce zjedliśmy chyba właśnie w restauracji indyjskiej.
  4. są dwa języki – angielski (czy też jego szkocka odmiana) i gaelicki (tzw. Scots Gaelic), którym posługują się mieszkańcy północno-zachodniej Szkocji i archipelagu Hebrydów. Język gaelicki jest językiem celtyckim, zupełnie niepodobnym do angielskiego. Podobno na Hebrydach aż 70% mieszkańców posługuje się tym językiem w warunkach domowych. Na Wyspie Skye informacje na drogowskazach podawane są w obu językach, co możecie zobaczyć poniżej.
  5. ceny są naprawdę wysokie. W dużych miastach jest trochę lepiej, ale na prowincji płaci się na przykład 9 funtów za śniadanie w barze, kilkanaście za obiad, 10 funtów za bilet autobusowy w jedną stronę do miasteczka oddalonego o godzinę drogi czy 11 funtów za wejście do zamku i obejrzenie kilku pomieszczeń. Chcąc to wszystko przeliczyć na złotówki, trzeba pomnożyć ceny przez (prawie) sześć.
  6. znacząca część męskiej populacji nosi brody (i bardzo o nie dba). Na każdym kroku można spotkać salony balwierskie (balwierz to angielski „barber”, jak Sweeney Todd, The Demon Barber of Fleet Street) i sklepy z artykułami do pielęgnacji brody.
  7. można kupić najlepsze ciastka na świecie. Bardzo maślane, bardzo ciężkostrawne i bardzo dobre. W przeciwieństwie do jedzenia jako takiego, słodycze w Szkocji są ogólnie całkiem niezłe (a te ciasteczka to już w ogóle mistrzostwo świata). Przywieźliśmy kilka paczek do Polski, ale niestety szybko znikają. Ciasteczka przypominają bretońskie ciasteczka maślane (które też są świetne), ale dodatkowo można w nich wyczuć odrobinę soli. Występują w rożnych kształtach i formach, ale polecam trzymać się asortymentu firmy Walkers.
  8. nadal w wielu miejscach można zobaczyć słynne czerwone budki telefoniczne. To nic, że już chyba nikt z nich nie korzysta. Niektóre stoją puste, a niektóre zostały przerobione na bankomaty.
  9. tak samo jak w reszcie Wielkiej Brytanii, są inne gniazdka elektryczne niż w Polsce. Na youtubie można znaleźć różne sprytne tutoriale, jak używać polskich wtyczek w brytyjskich gniazdkach, ale najlepiej po prostu przed wyjazdem zakupić odpowiednią przejściówkę – inaczej może się okazać, że jednak nie skorzystamy z zabranej suszarki/golarki/ładowarki do telefonu. No i – najgorsze – krany! Osobny na ciepłą (zazwyczaj wrzącą) i osobny na zimną wodę. Zazwyczaj nie ma też czym zatkać odpływu w umywalce, więc pozostaje albo mycie zębów czy twarzy w zimnej wodzie, albo szaleńcza żonglerka między prawą a lewą stroną.

    a063c64d2a25b56e4bf0a02dca40967b

    źródło: www.pinterest.com/pin/247909154460841061

  10. jest bardzo dużo Polaków. Spotyka się ich na ulicy, w autobusach oraz pubach i restauracjach, gdzie pracują jako kelnerzy i barmani. A na półkach w markecie w Edynburgu można znaleźć takie oto rzeczy:

I jak, udało mi się Was czymś zaskoczyć? :)