Slow wedding. Ślub, który nie zrujnuje Twoich finansów

4 maja 2018

Jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszego wpisu z cyklu Slow wedding, zacznijcie od niego. Myślę o nim jako o swoistym manifeście. A potem wróćcie szybko tutaj, bo dzisiaj będziemy rozmawiać o pieniądzach!

Finanse to delikatna kwestia, co sprawia, że już od pół godziny gapię się na klawiaturę, nie bardzo wiedząc, jak zacząć. Nie każdy musi w ogóle chcieć szukać pola do oszczędności. I to jest w sumie w porządku, tylko w tej sytuacji to po prostu nie jest post dla Was.

Sama mam dość pragmatyczne podejście do życia i wydawanie bajońskich sum na jedną noc zabawy budziło we mnie wewnętrzny sprzeciw. Pozostając przy ustalonej formie ślubu i wesela postanowiłam poszukać oszczędności tam, gdzie było to możliwe – co wcale nie okazało się takie trudne!

Poniżej znajdziecie listę składowych ślubu i wesela, na których udało nam się zaoszczędzić i to (co najważniejsze) bez negatywnego wpływu na jakość naszego ślubu i wesela.

1. DATA

Wzięliśmy ślub w listopadzie, czyli poza sezonem ślubnym. Sezon ślubny nie jest tylko utartym wyrażeniem. Często jest wręcz całkiem wprost określany przez konkretnych podwykonawców (np. od kwietnia do września lub od marca do października) i organizując imprezę poza sezonem nierzadko z miejsca dostaje się zniżkę.

Nasz listopad wyszedł w sumie przypadkiem. W miejscu, które wybraliśmy na nasze wesele, wolne terminy “w sezonie” dostępne były praktycznie dopiero za dwa lata, a my nie zamierzaliśmy tak długo czekać. Zdecydowaliśmy się więc na pierwszą pozostałą do dyspozycji sobotę (która okazała się być za pół roku).

Wesele poza sezonem dało nam 5% zniżki za tzw. talerzyk w miejscu weselnym, nie musieliśmy również spełniać warunku minimalnej liczby gości, który obowiązuje pary w sezonie. Dostaliśmy także sporą zniżkę u DJ-a. Poza kwestiami finansowymi zorganizowanie ślubu i wesela w listopadzie odjęło nam sporo stresu w związku z poszukiwaniem wolnego terminu w kościele, u fotografa, DJ-a, makijażystki, fryzjerki itd.

Pogoda w dniu ślubu dopisała, nie potrzebowaliśmy grubych płaszczy, nie padał deszcz – prawdę mówiąc wolę naszą listopadową pogodę niż upały, które nierzadko panują podczas letnich ślubów. Wesele odbywało się w całości po zachodzie słońca, co według nas i prowadzącego imprezę DJ-a miało swoje plusy, bo na sali od początku panował odpowiedni nastrój.

2. SUKIENKA I DODATKI

W moje poczucie estetyki najbardziej wpisywały się suknie ślubne Anny Kary. Problem polegał na tym, że nie bardzo wpisywały się w budżet, jaki chciałam na to przeznaczyć. Znalazłam jednak grupę na facebooku, gdzie dziewczyny wystawiały na sprzedaż swoje sukienki tej projektantki. Ogłoszeń jest tam naprawdę sporo, myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie dość szybko udało się upolować model, który mi się podobał, w pasującym rozmiarze i cenie o połowę niższej niż salonowa. Poprzednia właścicielka sukienki miała ją tylko na ślubie (nie miała nawet sesji plenerowej), a potem oddała ją do pralni, więc sukienka była w stanie idealnym. Jak dla mnie ta sytuacja ma same plusy: nie dość, że kupiłam praktycznie nową sukienkę o połowę taniej, to jeszcze miałam okazję mierzyć efekt końcowy, a nie “rozmiar uniwersalny”, upinany na mnie szpilkami przez pracownice salonu.

Na tej samej grupie upolowałam też mój wymarzony wianek z Decolove, też w stanie idealnym i o 120 złotych tańszy niż nowy.

Inną budżetową opcją zakupu sukienki są sklepy internetowe, takie jak Zalando, Szyjemy Sukienki czy Fanfaronada. Sama zamówiłam tam kilka modeli na początku poszukiwań, żaden niestety nie odpowiadał mi w stu procentach, ale tak czy inaczej jest to opcja warta rozważenia. Dopóki nie zamówimy czegoś szytego na wymiar, zawsze możemy zwrócić ubrania, jeśli nie sprostają naszym oczekiwaniom.

3. OBRĄCZKI

Po zapoznaniu się z ofertą znanych sieci jubilerskich zainteresowaliśmy się zrobieniem obrączek z własnego złota. Okazuje się, że wiele mniejszych zakładów złotniczych oferuje taką opcję. W praktyce nie polega to na prostym przetopieniu przyniesionego złota (wtedy złotnik nie mógłby ręczyć za jego stop oraz kolor), a na ponownej rafinacji, przez co uzyskuje się produkt pełnowartościowy, wybranego stopu i barwy.

Skąd wziąć złoto? Myślę, że w większości domów znajdą się pojedyncze złote kolczyki (drugie od pary zaginęły na dobre), obrączki po dziadkach czy pradziadkach, pierścionki otrzymane w prezencie komunijnym, które nadal są na Was za duże o co najmniej pięć rozmiarów (true story) czy biżuteria w niemodnym już kształcie, która nijak nie wpisuje się w obecne poczucie estetyki. Może nadszedł czas, żeby dać im drugie życie?

Po dostarczeniu swojego złota musieliśmy zapłacić jedynie za wykonanie obrączek, co stanowiło mniej niż jedną trzecią kwoty, którą normalnie wydalibyśmy na obrączki. Pan złotnik nie miał też nic przeciwko odkupieniu od nas większej ilości złota niż potrzebna na obrączki, więc tak naprawdę, jeśli znajdziecie odpowiednio dużo starej biżuterii, możliwe jest zmniejszenie kosztu obrączek do zera.

4. PAPETERIA

Zdecydowaliśmy się na zaprojektowanie ślubnej papeterii samemu. To na pewno nie jest opcja dla każdego, ale warto ją rozważyć. W praktyce cała akcja wyglądała tak, że zaprojektowałam w Canvie dwie wstępne propozycje zaproszeń, rozesłaliśmy je do najbliższych osób z prośbą o opinię (zdecydowana większość zagłosowała na opcję z różowym wiankiem), a z biegiem czasu, pozostając w obrębie zwycięskiego designu, doprojektowałam jeszcze koperty, elementy graficzne na naszą ślubną stronę internetową, winietki, menu, listę stołów i etykiety na butelki od piwa (mieliśmy domowe piwo, warzone przez jednego z gości).

Z czysto ekonomicznego punktu widzenia nie poczyniliśmy na papeterii dużych oszczędności, bo wybraliśmy dość gruby (a co za tym idzie dość drogi) papier, który na dodatek ze względu na gramaturę nie nadawał się do drukowania na domowej drukarce. Co więcej, żeby móc dodawać do projektów własne fonty, przez kilka miesięcy opłacałam dostęp do bardziej profesjonalnej wersji Canvy. Niemniej, przy wyborze cieńszego papieru i ograniczeniu się do fontów dostępnych w programie, można mieć całą ślubną papeterię niemalże za darmo.

To rozwiązanie wymaga od nas poświęcenia dość dużo czasu, ale efektem jest dokładnie to, czego chcemy, dokładnie wtedy, kiedy chcemy. Nie ma problemu z dorobieniem kolejnego elementu papeterii czy z dodrukowaniem czegoś na ostatnią chwilę. Poza blogowymi drobiazgami nie miałam wcześniej do czynienia z projektowaniem grafiki, więc nie zakładajcie od razu na starcie, że nie dacie rady!

5. MNIEJ ZNANI WYKONAWCY

Znani fotografowie czy dekoratorzy zazwyczaj mają w internecie bogate portfolio, do tego nietrudno znaleźć na ich temat opinie, więc zatrudniając ich, czujemy się dość bezpiecznie. Mają też jednak nierzadko wygórowane ceny. Szczególnie stawki za dekorację sali wydawały mi się dość przesadzone i zastanawiałam się, jak do tego podejść (sami nie grzeszymy zmysłem dekoracyjnym, więc przystrajanie sali samemu traktowałam raczej jako ostateczność).

Rozwiązanie okazało się proste. Ksiądz z parafii, w której braliśmy ślub, polecił nam panią do dekoracji kościoła. Spotkaliśmy się z nią i ustaliliśmy dość konkretną paletę barw oraz charakter dekoracji i wtedy pomyślałam, że dobrze byłoby to wszystko konsekwentnie zastosować do wszystkich elementów kwiatowych. Nie wiedziałam tylko, czy pani (na co dzień pracująca na etacie jako architekt) zechce dodatkowo podjąć się przyozdobienia sali. Na szczęście nie miała nic przeciwko.

Nasza współpraca zaowocowała naprawdę ładnymi dekoracjami, zrobionymi z pomysłem, a jednocześnie w naszym stylu. Wszystko konsekwentnie do siebie pasowało: nie tylko dekoracja kościoła i sali, ale także przyozdobienie klamek samochodu, mój bukiet i drobiazgi dla pana młodego i świadków.

Kwota, jaką za to wszystko zapłaciliśmy, była kilkukrotnie niższa niż w przypadku znanych firm dekoratorskich, reklamujących się w internecie. Można uznać, że podjęliśmy ryzyko, zatrudniając osobę mniej znaną, dysponującą mniej efektownym portfolio, ale efekt zadowolił nas całkowicie.

Jeśli chcecie ograniczyć wydatki weselne, może warto rozejrzeć się za mniej znanymi czy po prostu początkującymi dekoratorami, fotografami, kamerzystami, grafikami itd. Możecie być naprawdę pozytywnie zaskoczeni.

6. ZWROT NIEWYKORZYSTANEGO ALKOHOLU I OPAKOWAŃ

Nie jest to chyba wiedza powszechna, ale wiele mniejszych hurtowni alkoholu pozwala na zwrot niewykorzystanych zakupów. Warto przed organizacją wesela zadzwonić do kilku takich miejsc i zrobić rozeznanie. Z naszego doświadczenia zasady są bardzo różne. Czasami można oddawać alkohol jedynie pełnymi kartonami, czasami można zwrócić dowolną liczbę butelek, ale nie więcej, niż mieści się w jednym kartonie. Miejcie tylko na uwadze, że niewielkie hurtownie dysponują niewielkimi magazynami i mogą po prostu nie mieć tego, co chcecie, w ilości, jakiej potrzebujecie – jeśli jesteście zdecydowani na konkretne miejsce i konkretny alkohol, warto go po prostu wcześniej zamówić.

Nam udało się zwrócić cały karton wódki (12 butelek po pół litra), z czego jesteśmy niezmiernie zadowoleni, nie tylko z powodu oszczędności, ale też po prostu dlatego, że ani my, ani nasze bliższe otoczenie nie znalazłoby raczej dla niej zastosowania (chętnym na wódkę weselną znajomym i gościom rozdaliśmy już wcześniej co najmniej tyle samo butelek).

Na weselu mieliśmy także Coca-Colę w małych szklanych butelkach, którą kupowaliśmy w Makro w skrzynkach. Po wypiciu całej coli zwróciliśmy butelki i skrzynki, dzięki czemu odzyskaliśmy w formie kaucji mniej więcej jedną trzecią kwoty zapłaconej za colę.

7. MANICURE, PEDICURE (A MOŻE FRYZURA I MAKIJAŻ?)

Zamiast oddawać się w ręce specjalistki, sama zajęłam się swoimi paznokciami i na dzień przed ślubem zrobiłam sobie manicure i pedicure hybrydowy (wybrałam do tego lakier Semilac w kolorze 155 Ivory Cream).

W kwestii makijażu i fryzury zdałam się już na profesjonalistów. Cieszę się z tej decyzji, bo był to dla mnie odprężający moment w ciągu tego dość wymagającego dnia (już nie mówiąc o tym, że makijaż jak makijaż, ale zrobienie ślubnej fryzury leży chyba poza moimi możliwościami). Jeśli jednak czujecie się na siłach zająć się tym same, to też jest to warte rozważenia. W końcu to Wy znacie się najlepiej i niewykluczone, że to właśnie we własnoręcznie wykonanym makijażu czy fryzurze będziecie się najlepiej czuć.

8. SPRZEDAŻ SUKNI I DODATKÓW

Aktualnie przebywam za granicą, ale kiedy wrócę, planuję wystawić sukienkę na tej samej grupie, na której mnie udało się ją kupić. To samo zamierzam zrobić z dodatkami (wiankiem, wełnianym sweterkiem, być może butami). Jestem już drugą właścicielką sukienki i wianka, więc ewentualne nabywczynie dostaną je w naprawdę dobrej cenie – a dla mnie to kolejne sensowne oszczędności w budżecie ślubnym.

9. REZYGNACJA Z NIEPOTRZEBNYCH RZECZY

Największe pole do oszczędności to oczywiście rezygnacja z elementów, które nie są według Was konieczne dla dobrej zabawy i udanego ślubu/wesela. Prosta rezygnacja z prezentów dla gości w formie czekoladek z inicjałami dała nam około 900 złotych oszczędności. Więcej na ten temat oraz listę rzeczy, z których zrezygnowaliśmy przy urządzaniu ślubu i wesela znajdziecie w poprzednim poście.

Ile udało nam się zaoszczędzić?

Na potrzeby tego wpisu zrobiłam szybkie podliczenie. Okazuje się, że na samych punktach 1, 2, 3, 6 i 7 (data, sukienka i wianek z drugiej ręki, obrączki, zwrot alkoholu i skrzynek, paznokcie) udało nam się zaoszczędzić sześć tysięcy złotych. Ta kwota nie obejmuje trudnych do oszacowania oszczędności na dekoracjach i papeterii, potencjalnych zysków z odsprzedaży sukienki i dodatków ani rzeczy, z których zrezygnowaliśmy na etapie planowania ślubu i wesela (jak wspomniane czekoladki z inicjałami) – w praktyce suma oszczędności jest więc istotnie wyższa.

Jak pisałam na początku, żaden z omówionych punktów nie wpłynął w mojej opinii na obniżenie jakości naszego ślubu i wesela, żaden też nie okazał się uciążliwy ani specjalnie czasochłonny (może poza papeterią, której rzeczywiście poświęciłam sporo czasu, ale rozwijanie swoich umiejętności graficznych dało mi dużo satysfakcji).

Podsumowując, uważam, że gra jest absolutnie warta świeczki. Za sześć tysięcy złotych można mieć dwa tysiące tabliczek Milki Oreo, kupić czterysta kilogramów karmy dla bezdomnych psów czy upolować podróż poślubną last minute. Każda opcja brzmi świetnie. A jeszcze świetniej będzie, jeśli dzięki tym sposobom ktoś z ograniczonym budżetem będzie mógł pozwolić sobie na wymarzony ślub i wesele – jeśli macie takie osoby wśród znajomych, koniecznie prześlijcie im link do wpisu!

Temat ślubnych finansów nie jest ostatnim postem z cyklu Slow wedding. Jest jeszcze kilka kwestii, które chciałabym poruszyć, więc mam nadzieję, że niebawem zobaczymy się ponownie. Zdjęcie dekoracji, będące także zdjęciem ilustrującym wpis, to oczywiście część naszego reportażu ślubnego autorstwa Asi.