W poprzednim, debiutanckim odcinku przeglądu kulturalnego zobowiązałam się, że teraz takie posty będą odbywać się cyklicznie, co miesiąc – dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was przegląd książek i filmów, które czytałam lub oglądałam w październiku. Wpis jest trochę spóźniony, bo dopadła mnie jesień. Jesień, na którą czekałam z utęsknieniem, ale która zamiast ciepłych swetrów, gorącej czekolady, spacerów po lesie i długich wieczorów pod kocem przyniosła spadek motywacji, odporności i energii. Udało mi się jednak przeczytać parę książek i obejrzeć kilka filmów, więc teraz zapraszam Was na recenzję.
Gwiazdki pokazują, na ile punktów w dziesięciostopniowej skali oceniłam dany tytuł na lubimyczytac.pl lub filmweb.pl.
Książki:
Kate Morton „Strażnik tajemnic” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
O powieściach Kate Morton pisałam już w poprzednim odcinku. Są cudownie nastrojowe, a przy tym naprawdę wciągające. Zachęcona „Zapomnianym ogrodem” i (trochę mniej) „Milczącym zamkiem”, sięgnęłam po „Strażnika tajemnic”. Opowiada on o starszej aktorce, Laurel, która u schyłku życia postanawia odkryć tajemnicę zbrodni, której była świadkiem w dzieciństwie. Mamy tu zgłebianie sekretów poprzednich pokoleń, miłość, niespodziewane zwroty akcji i Londyn w trakcie bombardowań w czasie drugiej wojny światowej. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, w mojej ocenie jest też napisana zdecydowanie najlepiej i najzgrabniej z trzech powieści Kate Morton, które czytałam.
Marie Kondo „Magia sprzątania” ⭐️⭐️⭐️
Bardzo popularny ostatnio w polskiej blogosferze poradnik, polecany między innymi przez Kasię Tusk. Po raz kolejny trochę się na tych rekomendacjach zawiodłam. Marie Kondo to Japonka, która poświęciła tematowi sprzątania całe swoje życie. Aktualnie prowadzi indywidualne kursy, w czasie których uczy swoich klientów sprzątania. Twierdzi, że przy zastosowaniu się do jej wskazówek sprząta się tylko raz w życiu – w procesie sprzątania pozbywamy się większości rzeczy, a tym, które zostają, znajdujemy w domu odpowiednie miejsce. Jeśli zrobimy to dobrze, porządek zostanie z nami na zawsze. (Marie chyba nie przewiduje możliwości przeprowadzki do nowego mieszkania, najwyraźniej nie uważa też mycia okien, odkurzania czy szorowania prysznica za sprzątanie.) Porządkując swoje rzeczy zmagamy się z własną przeszłością, a więc efektem sprzątania z Marie ma być nie tylko ład w mieszkaniu, ale też pozytywne zmiany w życiu.
Połowę książki można by streścić dwoma slowami: „wyrzuć wszystko”. Tu już nawet nie chodzi o rzeczy, których nie używamy, bo z tym postulatem co do zasady się zgadzam. Marie sugeruje zostawiać jedynie te rzeczy, które sprawiają nam radość, i to też jeszcze wydaje się w porządku. Natomiast lekką przesadą wydają mi się być rady, żeby wyrzucać wszelkie zapasowe guziki wraz z metkami (bo nie oszukujmy się, i tak prędzej wyrzucimy ten sweter niż przyszyjemy nowy guzik), instrukcje do urządzeń elektrycznych, które dopiero co kupiliśmy (bo jak nie będziemy czegoś wiedzieć, to i tak lepiej zapytać kogoś w sklepie niż przeczytać dany punkt instrukcji), wszelkie kable, co do których nie od razu wiemy, do czego służą (bo zawsze można spróbować kupić je jeszcze raz w razie potrzeby) albo papier toaletowy, którego kupiliśmy za dużo (bo właśnie takie rzeczy tworzą bałagan). Dla mnie problemem było też ogólne podejście do życia autorki, która dziękuje swoim butom za ciężką pracę, ktorą dla niej wykonały, rozwija skarpetki, żeby mogły sobie odpocząć i przekazuje energię ubraniom.
Poradnik oceniłam bardzo nisko, aczkolwiek muszę przyznać, że pomimo tej kiepskiej oceny zauważam, że w jakiś tam jednak sposób pozytywnie wpłynął na moje życie. Zachowałam swój rozum, ale łatwiej mi teraz wyrzucać rzeczy, z którymi nie wiążę pozytywnych odczuć, a które kiedyś zostawiłabym z poczucia przyzwoitości czy wyrzutów sumienia. Jako że coraz bardziej przemawia do mnie idea minimalizmu i docelowo chciałabym posiadać niewielką, wyselekcjonowaną kolekcję ubrań, kosmetyków czy książek, jest mi to bardzo na rękę.
Paula Hawkins „Dziewczyna z pociągu” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Kolejna głośna książka, tym razem całkiem świeża, bo swoją polską premierę miała właśnie w październiku. Główną bohaterką łączącej cechy kryminału i thrillera powieści jest Rachel, która podczas codziennej jazdy koleją obserwuje pewne małżeństwo, mieszkające na trasie pociągu. Pewnego dnia wydarza się tam coś złego, a Rachel zostaje wplątana w całą historię. Książka jest niezła – przede wszystkim bardzo wciągająca, ale nie wybitna. Nie jest świetnie napisana, a postacie niekiedy zachowują się absurdalnie. Po raz kolejny uwierzyłam bez zastrzeżeń w szeroką zakrojoną akcję reklamową („Dziewczyna z pociągu” jest aktualnie wszędzie, uważajcie przy otwieraniu lodówki), która okazała się po prostu… akcją reklamową. Muszę nad tym popracować. Debiut Pauli Hawkins uważam jednak za calkiem przyzwoity.
W październiku przeczytałam też „THORNa” autorstwa Jasona Hunta, któremu poświęciłam osobny post.
Filmy:
Jeśli chodzi o filmy, to w październiku oglądałam tylko te dobre. Nie żartuję, naprawdę mi się udało – każdy z nich mogę z czystym sercem polecić (nadadzą się też na te długie jesiennie wieczory pod kocem).
Ridley Scott „Marsjanin” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
„Marsjanin” to zupełne przeciwieństwo tego, co w poprzednim odcinku opisałam jako dobry film – jest amerykański, kierowany do mas, wysokobudżetowy i zapewne jest w nim cała masa efektów specjalnych. Gdyby nie M., raczej bym się na niego nie wybrała. Nie musiał mnie jednak wołami zaciągać do kina. W ostatnich latach obejrzałam sporo filmów o kosmosie („Interstellar”, „Grawitacja”, „Apollo 13”, „Koziorożec jeden”, „2001: Odyseja kosmiczna”, …) i zdecydowana większość z nich mi się podobała. „Marsjanina” ogląda się bardzo przyjemnie – znajdziemy tam dobrą grę aktorską, niezłą muzykę i kilka naprawdę pozytywnych fragmentów. Można mu zarzucić przesadę i przewidywalność, ale cóż, taka jest chyba specyfika gatunku.
Magnus von Horn „Intruz” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Film bardziej „w moim stylu”, czyli niszowy, poruszający trudne tematy dramat. Szwedzki, ale mający powiązania z Polską – reżyser Magnus von Horn studiował na akademii w Łodzi, a przy realizacji filmu pracowało sporo Polaków. Zdobył trzy nagrody na festiwalu w Gdyni. „Intruz” opowiada historię nastoletniego Johna, który wraca do domu po odbyciu kary w zakładzie poprawczym. W ciasnej społeczności szwedzkiej prowincji nie wszyscy cieszą się z jego powrotu. Film daje okazję do refleksji, jak my zareagowalibyśmy w takiej sytuacji i po której opowiedzielibyśmy się stronie. Zadaje pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli tylko nie przeszkadzają Wam trudne filmy, polecam.
Anna Muylaert „Prawie jak matka” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Tytuł, który zainteresował mnie już w trakcie festiwalu Transatlantyk, ale wtedy jego projekcja zbiegała się w czasie z innym interesującym nas seansem. Brazylijski dramat opowiadający historię Val – gosposi, która opiekuje się domem bogatej rodziny z São Paulo. Pewnego dnia na studia do São Paulo przyjeżdża Jessica, córka Val, co doprowadza do serii rozmaitych starć między matką a córką, które są dla siebie praktycznie obce. Postacie są złożone, nieszablonowe – ja spędziłam pół filmu, wstydząc się za Jessicę, a M. odebrał całą sytuację zupełnie inaczej.
Marcin Wrona „Demon” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Polski film, który miał swoją premierę w październiku (promocji filmu bynajmniej nie zaszkodził fakt, że jego reżyser, Marcin Wrona, powiesił się we wrześniu na festiwalu w Gdyni, na którym wyświetlano „Demona”). Piotr przyjeżdża z Anglii do polski na ślub ze swoją narzeczoną Żanetą. Na początku wszystko idzie gładko, ale po odnalezieniu ludzkich szczątków na posesji przyszłych państwa młodych wesele coraz bardziej zmierza w stronę katastrofy. Trudno zakwalifikować „Demona” do jednego gatunku, można odnaleźć w nim elementy dramatu, thrillera, horroru, a nawet komedii. Wiele osób zarzuca filmowi to gatunkowe rozchwianie, ale mi ono zupełnie nie przeszkadzało – zarówno tematyka, jak i nastrój filmu przypadły mi do gustu.
Matteo Garrone „Pentameron” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Jak dla mnie najlepszy film nie tylko października, ale wręcz ostatnich miesięcy. Oczarował mnie już trailerem. Jest luźną ekranizacją trzech autentycznych siedemnastowiecznych baśni autorstwa Giambattisty Basile. Każda z przedstawionych opowieści jest złożona, wielowątkowa, nie stroni od brzydoty, śmierci czy okrucieństwa (w żadnym wypadku nie jest to film dla dzieci). Powracającym motywem są ludzkie pragnienia i to, gdzie potrafią człowieka zaprowadzić. „Pentameron” jest bardzo surrealistyczny, ale nawet jeśli wydaje Wam się, że to nie dla Was, gorąco zachęcam Was, żebyście przekonali się o tym sami. Mnie niesamowity klimat filmu porwał od początku do końca.
Matthew Vaughn „Gwiezdny pył” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️
Kolejna klimatyczna baśń (tym razem już bardziej dla dzieci, co nie zmienia faktu, że obejrzałam ją z przyjemnością), która co prawda miała swoją premierę już w 2007 roku, ale do tej pory jakoś udało jej się umknąć mojej uwadze. Nakręcona na podstawie książki Neila Gaimana, pokazuje dwa sąsiadujące ze sobą światy: ten „zwykły” i ten magiczny, ukryty za tajemniczym murem. Pewnego dnia całkiem zwyczajny na pozór chłopak przekracza mur, za którym czeka go niezwykła przygoda. „Gwiedny pył” to film, który podoba się wszystkim, więc jeśli jeszcze nie widzieliście, to zachęcam – zarówno z dziećmi, jak i bez.
Jak pisałam, październik okazał się dla mnie miesiącem naprawdę dobrych filmów. Dodatkowo – taka wisienka na torcie – w październiku polubiłam swoje ulubione kino jeszcze bardziej. Kino Muza w Poznaniu nie dość, że zapewnia swoim newsletterowiczom bilety na praktycznie każdy seans w cenie 12 złotych, to jeszcze rozdaje nagrody tym, którzy najczęściej z tego korzystają. I tak za częste bywanie w Muzie w październiku dostaliśmy z M. torby i zaproszenia na kolejne filmy :)
Okazuje się też, że pomimo podzielenia przeglądu kulturalnego na comiesięczne odcinki po raz kolejny wyszedł mi z tego baardzo długi post. Czy ktoś z Was dobrnął do końca? Jeśli tak, to zostawcie komentarz poniżej. Będzie mi bardzo miło i da mi to motywację do tworzenia kolejnych edycji :) Buziaki!