Porozmawiajmy o włosach

9 września 2015

W poprzednim wpisie o włosach obiecałam Wam kilka słów o swojej pielęgnacji. Moje włosy możecie zobaczyć na zdjęciach powyżej. Od jakichś dziesięciu lat moja fryzura zawsze wygląda podobnie – długie, lekko wycieniowane, niefarbowane włosy. Zawsze myślałam, że są proste, ale lektura poradnika Anwen uświadomiła mi, że chyba jednak są lekko falowane – włosy proste nigdy nie kręcą się same i bardzo trudno nadać im na dłużej inny kształt, a moje chociażby po upięciu ich w koczek wyglądają tak jak na zdjęciu numer 6. Pojedyncze włosy są raczej cienkie, a cała fryzura charakteryzuje się średnią gęstością (7 cm w kucyku). Nie prowadziłam żadnych dokładniejszych badań, ale podejrzewam, że mam włosy średnioporowate.

Największą wadą moich włosów jest ich podatność na zniszczenie (nie farbuję, nie prostuję, ani nie kręcę włosów, a są suche, ze zniszczonymi końcówkami; winię tutaj codzienne mycie głowy i wieczne chodzenie z rozpuszczonymi włosami) oraz brak objętości (dobrze widoczny na zdjęciu numer 4).

Zdjęcie numer 1 zostało zrobione po wizycie u fryzjerki, która chyba nie bardzo wiedziała, co to znaczy „kilka centymetrów”. Włosy wyglądały ładnie i zdrowo, ale niestety jak na moje standardy były za krótkie. Zdjęcie numer 3 jest jedynym, które przedstawia moje włosy już po wprowadzeniu pierwszych zmian w pielęgnacji, zainspirowanych blogami włosomaniaczek i książką Anwen. Może to takie myślenie życzeniowe, ale mimo wszystko moim zdaniem na tym zdjęciu włosy wyglądają najlepiej, mają większą objętość i ładnie się błyszczą :)

Poniżej trochę informacji na temat mojej pielęgnacji oraz kosmetyków, których używam.

1. Szampony

Od dawna myję włosy codziennie rano, co na pewno miało na nie destrukcyjny wpływ – codzienne katowanie silnymi detergentami, brak czasu na odżywki i szarpanie włosów szczotką, zanim dobrze wyschną (bo przecież za chwilę odjedzie mi autobus). Niestety, niemalże każdy szampon drogeryjny zawiera siarczany SLS lub SLES, które przy częstszym stosowaniu mogą podrażniać skórę głowy i wysuszać włosy. Moja pierwsza próba uniknięcia siarczanów skończyła się na umyciu głowy szamponem dla dzieci i chodzeniu przez cały dzień z włosami tłustszymi niż przed myciem. Próba druga zaowocowała poznaniem ekologicznych kosmetyków rosyjskich (kilka z nich możecie zobaczyć na zdjęciu). Zamawiam je w internecie i jestem z nich bardzo zadowolona. Niestety, po dokładniejszym zapoznaniu się z zagadnieniem odkryłam, że szampony te wprawdzie nie zawierają SLS ani SLES, ale zawierają inny siarczan, MLS, który być może jest łagodniejszy, ale różnica między nim a wspomnianymi agresywnymi siarczanami na pewno nie jest tak duża, jak mi się z początku wydawało. Na pewno będę dalej szukać łagodnych szamponów, których działanie będzie mi odpowiadać, tymczasem staram się przyzwyczaić swoje włosy do trochę rzadszego mycia. Poniżej kilka słów na temat szamponów, których aktualnie używam.

Baikal Herbals, szampon objętość i siła dla włosów cienkich i matowych – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Zdecydowanie mój ulubiony szampon, z którym nie zamierzam się szybko rozstawać. Rzeczywiście dodaje objętości, a włosy po umyciu są długo świeże, a także miękkie i nawilżone. Przypadł też do gustu mojej mamie, która ma zdecydowanie więcej włosów niż ja i zazwyczaj na starcie odrzuca wszystkie szampony zwiększające objętość, bo powodują u niej puszenie się włosów. Szampon jest dość wydajny i niezbyt drogi (ok. 15 zł za 280 ml).

Baikal Herbals, szampon regenerujący dla włosów suchych i zniszczonych – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Kolejny szampon Baikal Herbals godny polecenia. Choć teoretycznie szampony są trzymane na włosach zbyt krótko, by móc wpłynąć na nie jakoś szczególnie pozytywnie, a ich głównym zadaniem powinno być oczyszczenie włosów przy jednoczesnej minimalizacji szkód, po tym szamponie włosy rzeczywiście wydają się być zregenerowane i nawilżone. Dobrze się pieni, zostawia włosy śliskie i błyszczące. Dodatkowo, nie obciąża nawet moich skłonnych do opadania włosów, które są po nim ładnie dociążone i mięsiste. Kupiłam go z myślą o mojej mamie, która z kolei nie bardzo go polubiła, twierdząc, że włosy po nim przetłuszczają sie szybciej niż zwykle. Ja niczego takiego nie zauważyłam. Cena i pojemność taka sama jak przy poprzednim szamponie, czyli ok. 15 zł za 280 ml.

Barwa ziołowa, szampon pokrzywowy – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Szampony ziołowe Barwy są bardzo popularne wśród włosomaniaczek. Są to tanie szampony o prostym składzie z dużą ilością SLS (ja kupiłam swój za jakieś 4 zł w Tesco), które mają na celu oczyszczanie włosów z substancji, które się na nich nadbudowują, a których nie są w stanie usunąć łagodne szampony do codziennego stosowania (chodzi na przykład o niektóre silikony, oleje czy proteiny). Takiego szamponu można używać przykładowo raz na tydzień, kiedy widzimy, że nasze włosy robią się obciążone i przyklapnięte. Ja przy używaniu szamponów Baikal Herbals żadnego nadbudowywania się nie zauważyłam (kolejny dowód na to, że MLS ma jednak dość mocne działanie), więc używam Barwy bardzo rzadko.

Receptury Agafii, tradycyjny syberyjski szampon objętość i puszystość włosów na kwiatowym propolisie – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Szampon, który zbiera w internecie bardzo dobre opinie – podobno włosy są po nim lekkie, puszyste i odbite od nasady. U mnie niestety z jakiegoś powodu działa trochę inaczej. Nie widzę efektu puszystości i objętości, mam wrażenie, że któryś ze składników trochę za bardzo obciąża moje włosy (być może wosk pszczeli, miód lub żywica). Ogólnie nie jest źle, ale spodziewałam się czegoś więcej. Mojej mamie za to bardzo przypadł do gustu, więc po prostu jej go oddam. Koszt ok. 18 zł za 600 ml.

2. Odżywki do spłukiwania i maski

Chyba największą zmianą w mojej pielęgnacji jest codzienne stosowanie odżywki po umyciu włosów. Rzadko mam okazję przytrzymać ją na włosach dłużej niż 5 minut, ale myślę, że i tak widać efekty. Po spłukaniu szamponu odsączam włosy ręcznikiem z nadmiaru wody i nakładam odżywkę – mniej więcej od wysokości uszu w dół. Zainspirowana metodą Henrietty przez około minutę przeciągam dłońmi po włosach, przeczesując je przy okazji palcami. Potem myję sobie twarz i zęby z odżywką na włosach, a następnie spłukuję głowę i zawijam ją w bawełnianą koszulkę – cienka bawełna dużo lepiej wchłania wilgoć niż gruby ręcznik (zwykły męski T-shirt jest idealny).

Receptury Agafii, tradycyjny syberyjski balsam objętość i puszystość włosów na kwiatowym propolisie – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Balsam na kwiatowym propolisie, kupiony w zestawie z opisanym wyżej szamponem. Tak samo jak szampon trochę zbyt mocno obciąża moje włosy. Za pierwszym razem nałożyłam go na włosy trochę wyżej niż zwykle, niemalże od czubka glowy, i niestety skończyło się to chodzeniem z tłustymi strąkami. Przekażę go mamie wraz szamponem. Cena ok. 18 zł za 600 ml.

Kallos, regenerująca maska czekoladowa dla włosów suchych i zniszczonych – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Maska, której często używam jako odżywki. Ma świetny zapach, zupełnie nie obciąża włosów, pozostawia je nawilżone, miękkie i sypkie. Aktualnie moja ulubiona. Litrowe opakowanie starcza na naprawdę długo i kosztuje tylko kilkanaście złotych.

Garnier Ultra Doux, odżywka pielęgnacyjna z olejkiem z awokado i masłem karité – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Popularna odżywka, która ma swoich zwolenników i przeciwników. U mnie na początku stosowania działała całkiem fajnie, dawała dobre nawilżenie bez przesadnego obciążenia, ale potem efekty zaczęły jakby słabnąć. Myślę, że kiedy zawartość opakowania się skończy, poszukam dla niej jakiegoś zastępstwa, na przykład wypróbuję wychwalaną w internecie odżywkę Nivea Long Repair. Cena: ok. 8 zł za 200 ml.

Wiem, że niektóre dziewczyny, zwłaszcza te z kręconymi włosami, myją włosy odżywką. Żeby odżywka nadawała się do mycia, musi zawierać w składzie elementy delikatnie myjące, trzeba ją też potrzymać na głowie nieco dlużej niż szampon, żeby te składniki mogły zadziałać. Mycie odżywką jest bardzo delikatne dla włosów, wymaga jednak regularnego oczyszczania szamponem SLS/SLES co tydzień lub dwa. Teoretycznie każda z moich odżywek nadawałaby się do mycia, jestem jednak dość sceptycznie nastawiona do tej metody (szczególnie po tym, jak balsam na kwiatowym propolisie zostawił na mojej głowie tłuste strąki) i jak do tej pory jej nie wypróbowałam.

3. Produkty bez spłukiwania

Gliss Kur, 6 Miracles Oil Essence – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Serum zawierające dwa silikony i dużo olejów – połączenie silikonów z olejami to dobry sposób na zabezpieczenie końcówek przed zniszczeniem. Nakładam je codziennie (jedną, półtorej pompki na same końcówki) na wilgotne włosy. Z powodu olejów w składzie trzeba uważać, żeby zbyt duża ilość serum nie skleiła włosów, ale w porównaniu do innych produktów, których próbowałam (a szczególnie w porównaniu do samych olei, na przykład arganowego), nie ma z tym tragedii. Po aplikacji serum trochę łatwiej rozczesuje się włosy. Nie jestem ani wielką wielbicielką produktu, ani jego przeciwniczką, mam po prostu nadzieję, że dobrze spełnia swoje zadanie. Po skończeniu butelki pewnie wypróbuję coś innego. Serum Gliss Kur udało mi się kupić za niecałe 20 zł w Biedronce.

Receptury Agafii, wzmacniający tonik do włosów – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Produkt dorzucony do koszyka podczas internetowych zakupów. Podobno wzmacnia włosy i skórę glowy. Nakłada się go na głowę po umyciu i masuje, co na pewno samo w sobie pobudza cebulki. Ma ziołowy zapach i przedłuża trwałość włosów. Dla mnie minusem jest konsystencja – tonik jest bardzo płynny i trudno nałożyć go precyzyjnie na skórę głowy, bo po prostu z niej spływa. Nie bardzo mogę się wypowiedzieć na temat efektów, bo niestety często zwyczajnie zapominam zaaplikować tonik po umyciu głowy… Cena to ok. 10 zł za 150 ml.

Gliss Kur Ultimate Volume, ekspresowa odżywka regeneracyjna dodająca objętości włosom delikatnym – Kliknij, żeby zobaczyć skład.

Na zdjęciu puste opakowanie po odżywce, które aktualnie wykorzystuję jako pomoc przy olejowaniu (o tym za chwilę). Sama odżywka jest moją nieocenioną pomocą przy rozczesywaniu włosów – nie wiem, czy je odżywia, ale na pewno zapobiega uszkodzeniom podczas czesania. Wybrałam fioletową wersję dodającą objętości z hydrolizowaną keratyną, żeby nie obciążać włosów. Cena – ok. 15 zł za 200 ml.

4. Inne

Oprócz nakładania gotowych odżywek i masek podjęłam też kilka prób nakładania na włosy olei. Olejowanie to jeden z ważniejszych elementów pielęgnacji u włosomaniaczek. Istnieje wiele naturalnych olei, których można w tym celu użyć oraz wiele metod samego olejowania, więc wybranie odpowiedniej dla siebie kombinacji może zabrać trochę czasu. Ja do tej pory próbowałam oleju z awokado nakładanego zarówno na wilgotne, jak i suche włosy (niestety pomimo umycia włosów miałam po tym zabiegu tłuste strąki) oraz z oliwy z oliwek, którą rozrabiam z wodą i dowolną odżywką i taką miksturą spryskuję włosy na noc. Niestety, efekt na następny dzień nie zachwyca, włosy są matowe i bardziej się plączą. Może nie odkryłam jeszcze odpowiedniego dla siebie oleju, a może na efekty olejowania trzeba po prostu poczekać trochę dłużej.

W ramach zmian w pielęgnacji zaczęłam też suszyć włosy odrobinę chłodniejszym nawiewem i związywać włosy na noc w warkocz, żeby ograniczyć ich kontakt z szorstką poduszką (używając gumki bez metalowych elementów, które również mogą niszczyć włosy). Ostatnio podcinałam włosy w kwietniu lub maju, teraz planuję wybrać się do fryzjera w październiku. Widzę aktualnie, że mam sporo zniszczonych i rozdwojonych końcówek, ale niestety skromne podcięcie samych końcówek u fryzjera pewnie niewiele pomoże, bo zniszczone włosy to w dużej mierze te krótsze, od bardzo dawna niepodcinane, które kiedyś zostały wycieniowe albo po prostu później wyrosły. Zaczęłam więc pożyczać od rodziców ostre nożyczki fryzjerskie (takie zwykłe są niestety zbyt tępe i miażdżą włos) i… obcinam zniszczone końcówki jedna po drugiej (instrukcja u Anwen). Strasznie wciągające zajęcie, czasem stoję na przystanku albo siedzę w pracy, widzę jakąś zniszczoną końcówkę i bardzo żałuję, że od razu nie mogę jej podciąć. Cały proces idzie bardzo powoli i nie widać na razie efektów, ale, jakby na to nie patrzeć, każda podcięta końcówka to o jedną zniszczoną mniej.

Włosomaniactwo coraz bardziej mi się podoba i na razie nie zamierzam przestawać. Na pewno będę nadal testować nowe produkty i włosowe rytuały. Zaczęłam czerpać przyjemność i satysfakcję z samego procesu, niezależnie od tego, czy według osób postronnych moje włosy będą wyglądać lepiej czy nie. Nie ma co się oszukiwać – jeśli ktoś od urodzenia ma na głowie dwa razy więcej włosów niż ja, najprawdopodobniej jego fryzura będzie wyglądać po prostu lepiej od mojej, niezależnie od pielęgnacji. Nie oczekujmy cudów. Ale nawet jeśli tylko ja zauważę, że moje włosy stały się ładniejsze, zdrowsze i łatwiejsze w utrzymaniu, to i tak myślę, że warto.

PS Na koniec metamorfoza włosów Cecille na blogu Anwen – na dowód, że cuda się jednak zdarzają :)