W tym tygodniu mija nam z M. pierwsza rocznica ślubu. Z tej okazji zabrałam się w końcu za finalizację wpisu, który planowałam już od dłuższego czasu: mam dla Was listę 11 dobrych filmów ze ślubem w tle.
Lubię czynić oglądanie filmów częścią przygotowań do różnych wydarzeń – egzaminów językowych, podróży itp. Uważam, że przy dobrym wyborze repertuaru jest to świetne połączenie rozrywki i odpoczynku z poszerzaniem wiedzy, umiejętności i własnych horyzontów.
Także podczas przygotowań do ślubu postawiłam na spędzanie wolnych chwil przy filmach, tym razem oczywiście ślubnych – o ślubach i ze ślubami w tle. Przekonałam się jednak, że znalezienie dobrych pozycji o ślubach stanowi pewne wyzwanie. Pomimo że w sieci roi się od list i zestawień takich filmów, większość propozycji to dość naiwne i wtórne amerykańskie komedie romantyczne, a tych staram się unikać.
Jeśli tak samo jak ja oczekujecie od filmów czegoś więcej, dzisiejsza lista powinna przypaść Wam do gustu. W każdym z przedstawionych filmów ślub odgrywa dość ważną rolę, choć nie zawsze stanowi główną oś tematyczną. Każdą pozycję mogę z ręką na sercu polecić, myślę, że niezależnie od ślubnych inklinacji (lub ich braku) będzie to dobry sposób na spędzenie wieczoru.
“Wesele w Sorrento” to zdecydowanie jedna z najlepszych komedii romantycznych, jakie widziałam. Opowiada o chorej na raka fryzjerce, która wybiera się do Włoch na ślub córki. Film duński, z Piercem Brosnanem w jednej z głównych ról jako wisienką na torcie. Porusza sporo trudnych tematów, ale jest pozytywny i ciepły w odbiorze.
“Tuż po weselu” to kolejna pozycja duńska, tym razem z Madsem Mikkelsenem, czyli weteranem duńskiej kinematografii. Przejmujący dramat, pokazujący historię założyciela sierocińca w Indiach, który w walce o fundusze wyrusza do ojczystej Danii, gdzie (notabene na weselu) zostaje wciągnięty w wir nieoczekiwanych wydarzeń.
“Za jakie grzechy, dobry Boże” to francuska komedia o katolickim małżeństwie, które niekoniecznie popiera matrymonialne wybory swoich czterech dorosłych córek. Choć niektóre żarty wymykają się poprawności politycznej, film przednio wyśmiewa stereotypy rasowo-kulturowe i pokazuje, że uprzedzenia rzadko są jednostronne.
“Powrót” to przełożona na współczesne realia australijska adaptacja XIX-wiecznego dramatu Henryka Ibsena. Zobaczymy tu m.in. Geoffreya Rusha, Mirandę Otto i Sama Neilla. Film opowiada historię Christiana, który po latach wraca do rodzinnej miejscowości, aby wziąć udział w kolejnym ślubie ojca. Trafia tam na trop rodzinnej tajemnicy i postanawia za wszelkę cenę dotrzeć do prawdy.
Kultowa “Mamma Mia” powinna przypaść do gustu każdemu, kto ma w sobie choć trochę tolerancji dla musicali i piosenek Abby. Przygotowująca się do swojego rajskiego greckiego ślubu Sophie postanawia odnaleźć ojca, którego nigdy nie było jej dane poznać. Bardzo przyjemny w odbiorze film z wieloma elementami komediowymi, wpadającą w ucho muzyką i prawdziwie gwiazdorską obsadą.
“Dzikie historie” to doskonała argentyńska czarna komedia. Podzielona jest na sześć odrębnych fabularnie segmentów, które łączy wspólny motyw – aby nie zdradzać za dużo, powiedzmy po prostu, że są to niebanalne historie o ludziach, którzy dają ponieść się emocjom. Obecność na liście “Dzikie historie” zawdzięczają ostatniemu epizodowi, który w całości rozgrywa się na weselu.
“Gnijąca panna młoda” Tima Burtona to jedyny film animowany w dzisiejszym zestawieniu. Osadzony w epoce wiktoriańskiej, opowiada historię nieśmiałego Viktora, który całkowicie przypadkiem wchodzi w związek małżeński z duchem. Całość składa się na klimatyczną, lekko mroczną, ujmującą animację z doskonałymi dialogami i muzyką.
“Cztery wesela i pogrzeb” to klasyk, który pewnie dobrze znacie. Ja jednak w kwestii klasyków z lat 90. miewam pewne braki i jakimś cudem obejrzałam go po raz pierwszy dopiero w zeszłym roku. Nie miałam zbyt wysokich oczekiwań, więc spotkało mnie miłe zaskoczenie, kiedy film okazał się dobrą, bardzo brytyjską i pełną czarnego humoru komedią romantyczną, z absolutnie uroczym Hugh Grantem w głównej roli lekko zagubionego w życiu Charlesa na dokładkę.
“Melancholia” Larsa von Triera to pozycja dość przytłaczająca, ale na pewno warta obejrzenia. Film dzieli się na dwie części: pierwsza rozgrywa się na weselu chorej na depresję Justine, druga pokazuje Justine i jej najbliższych, podczas gdy do Ziemi niebezpiecznie zbliża się tajemnicza planeta. Całość składa się na połączenie dramatu z science fiction, film niejednoznaczny i skłaniający do refleksji.
“Demon” to film produkcji polskiej. W swoim czasie stało się o nim głośno, kiedy reżyser filmu, Marcin Wrona, popełnił samobójstwo podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni, w którym “Demon” brał udział. Film opowiada historię pana młodego, który na dzień przed ślubem odkrywa na terenie nowego domu zakopane zwłoki. Ten z pozoru marginalny dla przebiegu uroczystości epizod zamieni wesele w piekło. Aspirujący do miana horroru “Demon” ujął mnie przede wszystkim satyrycznym podejściem do polskiego społeczeństwa (i polskich ślubów!).
Być może kojarzycie “Ojca panny młodej” z lat 90. W mojej opinii bardziej godny uwagi jest jednak jego pierwowzór z 1950 roku, z 18-letnią Elizabeth Taylor w roli narzeczonej. Czarno-białe kadry stanowią świetną otoczkę dla zaskakująco aktualnych kwestii: emocji ojca w związku z nadchodzącym ślubem córki, a także wykańczającego nerwowo i finansowo przedsięwzięcia, jakim jest zorganizowanie wesela.
Mam nadzieję, że dzisiejszym wpisem udało mi się choć trochę rozprawić z mitem, że filmy o ślubach to tylko dedykowane kobietom kiczowate komedie romantyczne. Jestem pewna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. A jeśli znacie dobre pozycje ślubne, których zabrakło w zestawieniu, koniecznie dopiszcie je w komentarzu!
Przy okazji zapraszam Was też do mojej kuzynki Hrabiny Weltmeister na halloweenowe propozycje filmowe. Choć klimaty Halloween już za nami, dobre filmy z dreszczykiem są na długie listopadowe wieczory jak najbardziej wskazane.