Kiedy byłam dzieckiem, wyobrażałam sobie, że mam siedemnaście lat. Bo osiemnaście to już trochę za dużo. Nawet już źle brzmi. Później, kiedy dorosłam, ciągle wydawało mi się, że mam lat dziewiętnaście – niezależnie od tego, czy tak naprawdę miałam ich dziewiętnaście, dwadzieścia czy też dwadzieścia trzy. I teraz, nagle i zupełnie niespodziewanie, okazuje się, że tak naprawdę żyję już całe ćwierćwiecze. Od siedmiu lat jeżdżę samochodem, od jedenastu umiem robić naleśniki i nie bardzo pamiętam, jaką fryzurę miałam na studniówce. To wszystko trochę nie mieści mi się w głowie – co nie znaczy, że chciałabym być młodsza. Jakoś tak im dalej w las, tym jestem ze sobą szczęśliwsza. Może jeszcze nie tak do końca szczęśliwa, ale pewnie i na to przyjdzie czas.
Tymczasem odbiegam od tematu. Nie chcę dzisiaj dzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat życia, bo dzisiaj, w moje urodziny, będzie egoistycznie – nie o życiu, a o mnie. Bardzo lubię takie posty u innych blogerów, bo zawsze okazuje się, że w czymś jesteśmy podobni. Mam nadzieję, że Wam tak samo spodoba się dzisiaj u mnie. A więc zaczynamy: 10 rzeczy, których prawdopodobnie o mnie nie wiecie:
- Mam non stop zimne stopy i dłonie. Zmagam się z tym całe życie, ale dopiero ostatnio zrozumiałam, co to oznacza. Otóż całkiem niedawno moja mama napomknęła, że w takich zimnych rękach nie topi się czekolada i wtedy doznałam olśnienia. Po prostu w wyniku ewolucji zostałam lepiej przystosowana do jedzenia czekolady. A powiadam Wam, moja miłość do czekolady jest wielka.
- Jestem osobą absolutnie niespostrzegawczą. Nie wiem, co na spotkaniu rodzinnym miała na sobie ciocia Basia, a kiedy jadę samochodem na siedzeniu pasażera, nie zauważyłabym lądującej obok krowy. Nie widzę samolotów na niebie ani przebiegających kotów. Czasami na krótko włącza mi się tryb spostrzegawczości i wtedy bywam niezmiernie zdziwiona na widok budynku, który powstał kilka miesięcy temu na mojej codziennej drodze do pracy.
- Cierpię na beznadziejną orientację w terenie i brak wyobraźni przestrzennej. W tym temacie jestem stuprocentową, stereotypową kobietą. Ostatnio wyszłam rano z budynku, w którym mieszkam od pół roku i zdziwiłam się, że słońce wzeszło z tej strony, a nie z przeciwnej. (Nie powiem, nawet dla mnie samej zabrzmiało to teraz beznadziejnie.) Dalej nie odróżniam poszczególnych ścian rynku miasta, w którym mieszkam od urodzenia, a na matematyce najtrudniejszymi dla mnie zadaniami były te, gdzie w głowie trzeba było odwrócić jakąś figurę geometryczną czy bryłę.
- Zdarza mi się natknąć przypadkowo na jakąś wiadomość sprzed 6, 48 czy 72 miesięcy i stwierdzić, że w ogóle jej nie pamiętam. Czy naprawdę ja ją napisałam? Czy życie nie jest bez sensu, kiedy większość rzeczy po prostu się zapomina? Przygnębia mnie to, że niektóre rzeczy na zawsze znikają w odmętach mojej pamięci – na przykład fakt, że nie jestem w stanie odtworzyć, ile kuleczek Rafaello zjadłam w całym swoim życiu.
- Jestem przerażona tym, jak traktowane są zwierzęta w przemysłowych hodowlach i dlatego chciałabym ograniczyć swoje spożycie mięsa i produktów odzwierzęcych, zwracając się jednocześnie w stronę mniejszych, ekologicznych gospodarstw – myślę, że ten temat podejmę jeszcze kiedyś bardziej szczegółowo na blogu. Jak na razie nie wyobrażam sobie jednak całkowitej rezygnacji z mięsa, gdyż uwielbiam mocno przysmażone cienkie plastry boczku, kotlety z polędwicy wieprzowej i dobre pasztety. No i klopsiki z Ikei.
- Nie umiem kłamać. Nie umiem też oszukiwać, ściągać na testach czy tym bardziej kraść. Po prostu w którymś momencie z takich rzeczy wyrosłam i teraz do głowy by mi nie przyszło, żeby powiedzieć nieprawdę komukolwiek, niezależnie od tego, czy jest to wspomniana ciocia Basia, szef czy rekruter na rozmowie kwalifikacyjnej. Nie mówię sobie, że dane kłamstwo nikomu nie zaszkodzi, a dla mnie mogą wyniknąć z tego jakieś korzyści albo że wszyscy tak robią. Po prostu nie. Kłamstwa innych osób zazwyczaj wprowadzają mnie w bezgraniczne zdumienie, a na dodatek okrutnie łatwo jest mnie na coś nabrać. Zakładając, że ludzie dookoła mnie są tak samo szczerzy jak ja, jestem doskonałą ofiarą wszelkich oszustw i żartów.
- Jestem mistrzynią wynajdowania negatywów (nawet w ewentualnej wygranej w Lotto), co oczywiście nie pomaga ani mnie, ani osobom, które spędzają ze mną czas. Dotyczy to zarówno życiowych sytuacji i wyborów, jak i wytworów czyjejś pracy. Nawet jeśli coś mi się podoba, dużo łatwiej jest mi sformułować jakieś zastrzeżenia niż sensowną, konstruktywną pochwałę (czyli cokolwiek poza „jest fajnie”).
- Błędy językowe po prostu biją mnie po oczach i uszach, z którego to powodu czasem zastanawiam się, czy nie powinnam spróbować swoich sił w zawodzie korektora. Poprawiam bliskie mnie osoby, u innych błędy staram się przemilczać, ale kilka beznadziejnie postawionych przecinków potrafi zniechęcić mnie do czyjegoś bloga na zawsze (historia prawdziwa). Jednocześnie trochę paranoicznie boję się, że kontakt z osobami mówiącymi niepoprawnie oraz napływ nieprawidłowo sformułowanej treści z internetu osłabi moją sprawność językową. Swoją drogą: możecie bez wahania zwracać mi uwagę na ewentualne błędy w komentarzach, na pewno się nie obrażę – w przeciwieństwie do innych te własne czasami udaje mi się przeoczyć.
- Skończyłam studia językowe, lubię czytać i pisać, ale nie określiłabym siebie jako humanistki. W szkole lepsza byłam z matematyki niż z polskiego (chyba że akurat przerabialiśmy obracanie brył). Nie jestem dobra w interpretowaniu tekstów ani ogólnie w interpretowaniu sztuki. Zazwyczaj nie wydaję z siebie ochów i achów na widok poezji i malarstwa, choć od tej reguły bywają wyjątki. Najprawdopodobniej brakuje mi wrażliwości.
- Mam wrodzone przekonanie (z którym jednak czasami staram się walczyć), że każda zmiana z założenia jest zła. Przyzwyczajam się do tego, gdzie mieszkam i gdzie chodzę do szkoły czy pracy i zmiany tego stanu rzeczy przychodzą mi bardzo trudno. W tramwaju i w kinie mam swoje ulubione miejsca i jestem trochę wytrącona z równowagi, kiedy przychodzi mi usiąść gdzieś indziej. Zawsze żałuję, kiedy w restauracji zamówię coś nowego zamiast jakiegoś sprawdzonego dania. Pranie też zawsze wieszam według takiego samego schematu, ale to już chyba perfekcjonizm.
Tym samym doszliśmy do końca dzisiejszego wpisu. Zapewne nie powiedziałam jeszcze wszystkiego, ale zostawmy to na kolejne urodziny! Dajcie znać, jak się Wam podobało i czy któryś z tych punktów mógłby się odnosić także do Was. Miłego weekendu!