Kastrowanie reniferów zębami, czyli przegląd kulturalny – odcinek pierwszy / sierpień i wrzesień 2015

30 września 2015

Tym postem rozpoczynam na blogu stały cykl wpisów – przegląd kulturalny, w którym będę krótko recenzowała książki i filmy, które przeczytałam lub obejrzałam w danym miesiącu. W pierwszym odcinku wyjątkowo znalazły się tytuły z dwóch miesięcy, sierpnia i września, a dodatkowo chciałam Wam na początku trochę przybliżyć moje literackie i filmowe upodobania (tym samym kolejny raz wyszła mi z postu mała epopeja).

Gwiazdki pokazują, na ile punktów w dziesięciostopniowej skali oceniłam dany tytuł na lubimyczytac.pl lub filmweb.pl.

Książki:

Zdecydowanie najczęściej czytam kryminały, czasem thrillery, lubię też powieści w stylu wiktoriańskim, jak te autorstwa Jane Austen, sióstr Brontë czy Elisabeth Gaskell. Staram się zachować jakiś poziom, ale nie czytam na siłę pozycji uważanych za ambitne – szukam tych, które będą sprawiać mi przyjemność (i które wciągają bardziej od facebooka). Najbardziej nie lubię książek nudnych, czytanych tygodniami, które tylko blokują mnie przed sięgnięciem po coś ciekawszego.

Ted Conover „Szlaki człowieka: Podróże drogami świata”

Literatura faktu, podczas gdy zazwyczaj czytam głównie powieści fabularne, ewentualnie od czasu do czasu jakiś poradnik czy książkę popularnonaukową. „Szlaki czlowieka (…)” miały być małym eksperymentem w poszukiwaniu nowych terenów literackich. Książka została mi polecona przez M. i wybrana przez niego z całej kolekcji podobnych tematycznie utworów – podobno najlepsza. No coż. Męczyłam się z nią przez większość sierpnia. Dalszych eksperymentów z literaturą podróżniczą na razie nie planuję. Książka jest opisem podróży autora przez drogi w różnych częściach świata: w Peru, Indiach, Kenii, Nigerii, Chinach i Izrealu. Przy okazji poznajemy realia życia w tamtych rejonach, co powinno być ciekawe, ale jednak… jak dla mnie wiało nudą. Dodatkowo autor okrasza całość pseudofilozoficznymi rozważaniami na temat przyszłości świata. Jako że zupełnie nie jest to książka w moim stylu, postanowiłam nie wystawiać jej oceny. Może to we mnie jest problem, a nie w niej? (Coś w stylu „Nie, to nie twoja wina, Aniu. To ja, po prostu nie lubię brzydkich kobiet…”)

Kate Morton „Zapomniany ogród” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Kiedyś, mając lat kilkanaście, chciałam napisać powieść, w której będzie tyle tchnących tajemnicą i tworzących nastrój elementów, ile tylko uda mi się upchnąć – zamki z wysokimi wieżami, ogrody, konie, białe suknie, róże, plamy krwi i nawet już nie pamiętam, co jeszcze. „Zapomniany ogród” właśnie taki jest – utrzymany w cudownym, baśniowym nastroju, lekko naiwny, ale bardzo przyjemny do czytania. Napisana z perspektywy trzech różnych pokoleń, książka opowiada historię dziewczyny, która dowiedziawszy się, że jako mała dziewczynka została odnaleziona sama na statku z Anglii do Australii, postanawia odkryć historię swojej prawdziwej rodziny.

Kate Morton „Milczący zamek” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Kolejna książka autorstwa Kate Morton, po którą sięgnęłam zachęcona „Tajemniczym ogrodem”, tym razem odkrywająca tajemnice trzech sióstr, żyjących samotnie w ogromnym niszczejącym zamku. Znowu jest baśniowo, znowu też kolejne fragmenty opisane są z perspektywy różnych, w taki czy inny sposób związanych z historią osób. Tym razem jednak podobało mi się trochę mniej, książka momentami mi się dłużyła. Na pewno postaram się jeszcze dotrzeć do dwóch pozostałych powieści autorstwa Kate Morton.

Sofie Sarenbrant „36 tydzień” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Jedna z trzech książek, które kupiłam na promocji w Publio.pl. Jest to typowy skandynawski (w tym wypadku szwedzki) kryminał. Tytułowy 36 tydzień oznacza tydzień ciaży – w małym szwedzkim miasteczku znika kobieta w zaawansowanej ciąży, dziwnym trafem zaraz po kłótni z mężem. Więcej nie będę zdradzać, żeby nikomu nie zepsuć zabawy. Nie jest to książka wybitna, zwłaszcza język pozostawia trochę do życzenia, ale czyta się szybko i przyjemnie, więc wspominam ją pozytywnie.

Stephen King „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Nie wiem do końca, dlaczego zdecydowałam się przeczytać tę książkę. Podejrzewam, że przekonały mnie do tego pozytywne opinie w internecie. Nie jestem wielką wielbicielką prozy Stephena Kinga. Pewnie gdybym nią była, książka spodobałaby mi się bardziej – co najmniej jedna trzecia to autobiografia autora, który wspomina swoje dzieciństwo, pierwsze, kiepsko płatne prace, pierwsze wydane utwory, walkę z uzależnieniami i wypadek samochodowy, którego ofiarą padł podczas pisania tej właśnie ksiażki. Pozostała część to dość praktyczne wskazówki, jak pisać (w domyśle: powieści lub opowiadania). Uwagi dotyczące języka puściłam trochę mimo uszu – przeniesione na polskie realia językowe traciły dużo ze swojego sensu, a dodatkowo nie każdy musi chcieć pisać w stylu Stephena Kinga, prawda? Jest też trochę przydatnych porad dotyczących samego procesu pisania: ile pisać, jak często, jak powinniśmy urządzić swoje miejsce do pisania. King stwierdza dobitnie (z czym absolutnie się zgadzam), że nie można pisać dobrze, czytając mało albo wcale – „czytanie to twórcza podstawa życia pisarza”. Przyznaje też, że do pisania potrzebuje hektolitrów herbaty, czyli zupełnie tak jak ja*. Mimo tego niewątpliwego pokrewieństwa dusz oceniłam książkę dość nisko, na pięć gwiazdek.

*Wstyd się przyznać, ale zamyśliłam się podczas pisania i pierwsza wersja brzmiała hektolitrów kiełbasy.

Patrick Lee „Uciekinierka” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Kolejny tytuł nabyty na promocji e-booków i jak dla mnie najlepsza książka dzisiejszego zestawienia. Liczy sobie ponad 300 stron, ale przeczytałam ją w kilka godzin, nie kładąc się spać, dopóki nie dotarłam do końca. Wbrew moim wcześniejszym oczekiwaniom nie jest to kryminał, ale powieść sensacyjna z elementami science fiction. Opowiada historię byłego żołnierza oraz obdarzonej niezwykłymi umiejętnościami dziewczynki, którzy uciekają razem przed grupą mężczyzn czyhających na ich życie. Mnie książka przypominała trochę „Intruza” Stephenie Meyer. Mam do niej kilka zastrzeżeń (wydaje mi się na przykład, że w całej historii jest dość poważna dziura logiczna), ale przez wzgląd na przyjemność, jaką dawała mi jej lektura, oceniłam ją wysoko i mam w planach dotrzeć też do innych powieści tego autora.

Olivier Truc „Ostatni Lapończyk” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Ostatnia z książek kupionych na wspomnianej promocji. Kryminał rozgrywający się w Laponii, na dalekiej północy – lapońska policja stara się rozwikłać sprawę morderstwa pasterza reniferów oraz zaginięcia unikatowego saamskiego bębna. Według mnie książka jest trochę za długa (ponad 550 stron) i miejscami nudna. Nie jest też zbyt zgrabnie napisana, a do tego zakończenie nie rozwiązuje wszystkich ważnych wątków, czego bardzo nie lubię. Niemniej, powieść jest ciekawym źródłem informacji na temat Laponii zimą, tak innej od warunków, w których mieszkamy. Daje pojęcie o ogromie tamtych terenów (wyobrażacie sobie jechać 100 km do najbliższego sklepu po paczkę papierosów?) i życiu prostych ludzi, których byt uzależniony jest od stada reniferów (i tak, podobno są tacy, którzy kastrują renifery zębami).

Filmy:

W przypadku filmów staram się sięgać po odrobinę ambitniejsze produkcje, trzymając się z dala zwłaszcza od amerykańskich filmów akcji i komedii romantycznych. Dążę do tego, żeby oglądać filmy z różnych krajów i odczuwam swojego rodzaju satysfakcję, kiedy na filmwebie rośnie mi odsetek filmów niepochodzących z USA (owszem, czasami to sprawdzam ;)). Nie mówię, że wszystkie filmy amerykańskie są złe i nie unikam ich zupełnie (jeden z nich znalazł się chociażby w dzisiejszym zestawieniu). Niemniej, wolę filmy niekierowane do mas, z mniejszym budżetem, bez efektów specjalnych, z dobrą fabułą i grą aktorską, a to łatwiej znaleźć w produkcjach chociażby europejskich. Lubię dramaty i nie unikam trudnych tematów, nie szukając w kinie tylko rozrywki.

W tym odcinku znalazły się tylko trzy tytuły – większość filmów widzianych w sierpniu obejrzałam w ramach festiwalu Transatlantyk i już wcześniej opisałam na blogu. Po takiej dawce byłam dość zmęczona kinem, a do tego doszedł nasz wrześniowy wyjazd do Szkocji, w czasie którego nie obejrzeliśmy dosłownie nic.

Woody Allen „Nieracjonalny mężczyzna” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Woody’ego Allena znam głównie z jego nowszych filmów (widziałam każdy z ośmiu ostatnich). Nie każdy przypada mi do gustu tak samo mocno, ale zdarzają się perełki – w zeszłym roku byłam zachwycona „Magią w blasku księżyca”. Niestety, tegorocznemu do bycia perełką trochę brakuje. „Nieracjonalny mężczyzna” to dość płytka historia romansu wykładowcy ze studentką. Dodatkowo, zachowanie bohaterów bywało dla mnie nienaturalne i niezrozumiałe.

Denis Villeneuve „Pogorzelisko” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Kanadyjski film, opowiadający o dwójce rodzeństwa, którzy jadą do Libanu, aby po śmierci matki odkryć zaskakujące fakty z jej przeszłości. Nie jest przyjemny do oglądania, ale za to mocny, pokazujący ortodoksyjne środowiska, wojnę, śmierć. Podobno nie do końca zgodny z prawdą historyczną, ale nie mam wystarczającej wiedzy, żeby samej to osądzić.

Denis Villeneuve „Wróg” ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Kolejny film kanadyjskiego reżysera, tym razem zupełnie inny. Teoretycznie opowiada o wykładowcy historii, który w oglądanym filmie dostrzega swojego sobowtóra. Teoretycznie, bo film ma tyle interpretacji, ilu oglądających – a może i więcej. Pojawia się w nim wiele wskazówek, sytuacji pozornie znaczących, ale także te nie mogą zostać jednoznacznie zinterpretowane. Jeśli lubicie takie zagadki, wyszukiwanie symboli i ukrytych znaczeń, a także brak końcowego rozstrzygnięcia, to być może jest to coś dla Was. Ja niestety za tym nie przepadam.

A Wy? Trafiliście ostatnio na coś ciekawego?