Według niektórych studia to najlepszy okres w życiu – nowe doświadczenia, dużo rozrywek, niewiele obowiązków, sporo wolnego czasu. Sama nigdy nie podzielałam tych zachwytów. Studenckie życie mnie nie pociągało, nie mieszkałam w akademiku i nie chodziłam na imprezy. Od pierwszego roku studiów czułam się zmęczona byciem wiecznym uczniem i brakiem własnych środków i chciałam po prostu dobrnąć do magisterki. Podjęcie pracy zawodowej, przedstawiane nierzadko jako koniec wszelki uciech i beztroski oraz rozpoczęcie pasma udręk, które będzie trwało nieprzerwanie aż do emerytury, przywitałam z ulgą. Poniżej 7 wymiernych powodów, dla których praca jest lepsza od studiowania*:
* Opisane przykłady dotyczą pracy w korporacji, która jest moim udziałem. Każda praca jest inna i nie wszystkie z wymienionych powodów będą prawdziwe dla każdego.
1. Nie ma zadań domowych ani przygotowywania się do kartkówek czy kolokwiów. O 16 wychodzisz do domu i możesz bez wyrzutów sumienia przez cały wieczór czytać ksiażkę, lepić godzinami pierogi, iść do kina czy na długi spacer (tak, wiem, to dlatego, że nie mam dzieci).
2. Robisz coś, co ma sens. OK, Twoja praca zazwyczaj ogranicza się do siedzenia przy komputerze i nie zawsze widzisz jej fizyczne efekty, ale komuś gdzieś do czegoś się przydaje. To miła odmiana na przykład w porównaniu do robionych na zajęcia tłumaczeń, nad którymi siedzisz godzinami, a potem najczęśniej nikt ich nawet dokładnie nie przeczyta. Już nie mówiąc o siedzeniu na nudnych wykładach, których po prostu nie słuchasz. Czasami nie ma co robić, ale wtedy nikt nie patrzy na Ciebie dziwnie, kiedy wyjdziesz zrobić sobie herbatę albo zaczniesz przeglądać Instagram.
3. Siedzisz w pracy od 8 do 16, z półgodzinną przerwą na obiad. W ciągu tygodnia wychodzi 40 godzin, czyli pewnie więcej niż u przeciętnego studenta. Nie ma za to akcji typu siedzenie na zajęciach bez przerwy od 8 do 20, bez obiadu (mimo że studiowalam w trybie dziennym, nie zaocznym). Nie ma też dni w stylu zajęcia – okienko – zajęcia – okienko – zajęcia, kiedy to niby siedzisz na zajęciach 4,5 godziny, ale tak naprawdę cały dzień.
4. Masz do dyspozycji kuchnię z darmowymi napojami, lodówką, zmywarką, mikrofalówką, ekspresem do kawy i czajnikiem.
5. Możesz wypić herbatę czy zjeść kanapkę w każdej chwili. To samo dotyczy pójścia do toalety. A jeśli przeczytasz świetną książkę Giulii Enders pod tytułem „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała”, dowiesz się, że to prawdziwe błogosławieństwo. Kliknij tutaj, jeśli nie jesz właśnie śniadania i chcesz przeczytać cytat o zwieraczach i zaparciach.
6. W łazience jest czysto. Nie ma kolejek, za to jest papier toaletowy, mydło, wieszak na kurtkę w kabinie, ręczniki do rąk i suszarka. Luksus, prawda? Ze wspomnianych udogodnień w łazience u mnie na wydziale zazwyczaj był tylko szary i śmierdzący papier toaletowy.
7. Płacą Ci za to. Najprostszy i najważniejszy ze wszystkich powodów. Nie kupisz sobie willi z basenem po pięciu latach pracy, ale nie jest źle. Możesz się utrzymać i spełniać co najmniej część ze swoich zachcianek – i to nie poświęcając weekendów na dorywcze zajęcia. Zamiast zniżki studenckiej masz darmowe bilety do kina albo kartę Multisportu, prywatną opiekę medyczną i kilka innych rzeczy.
PS M. uważa, że ikonka wpisu wygląda jak bagno. Skojarzenie niezamierzone.