Przyjmijmy, że od roku śledzisz bloga o zdrowym trybie życia. Polecasz go każdemu, kto chce Cię słuchać i z niecierpliwością czekasz na każdy nowy wpis. Czy jeśli odkryjesz teraz w sieci miejsce o podobnej tematyce, które także przypadnie Ci do gustu, przestaniesz wchodzić na tego pierwszego bloga?
Ktoś odpowiedział „tak”? Nie sądzę. Moja blogowa lista wciąż się rozszerza i jeszcze nie zdarzyło się, żebym usunęła z niej jakąś pozycję, jeśli a) blog jest nadal regularnie aktualizowany, b) publikowane treści nie zmieniły się diametralnie, c) nie przestałam interesować się poruszaną na blogu tematyką.
Dzisiejszy wpis jest pisany z perspektywy czytelnika, nie blogera. Założyłam bloga dwa tygodnie temu i nie nabyłam jeszcze żadnej tajemnej blogerskiej wiedzy. Za to w założeniu własnej strony bardzo pomogły mi… blogerki.
Asia Glogaza, autorka bloga Style Digger i Marta Klimowicz, specjalistka od e-marketingu, wydały e-book „Zawód: bloger”, z którego nauczyłam się co najmniej kilku praktycznych rzeczy. Dzięki niemu staram się zwrócić uwagę na to, żeby tytuły postów były chwytliwe, a posty ciekawie ułożone – na przykład w formie listy. Nauczyłam się też, że nie powinnam promować nowych wpisów na facebooku zdawkowym „nowa notka + link” i że zdecydowanie lepiej jest, kiedy tekst będący linkiem na blogu informuje o tym, do czego linkuję, zamiast glosić „kliknij tutaj”. W e-booku można znaleźć też wskazówki, jak zarabiać na blogu, do których być może wrócę w przyszłości.
Z kolei dzięki Paulinie z bloga One Little Smile i jej wpisowi na temat tworzenia ładnych treści natrafiłam na stronę canva.com. Temu odkryciu zawdzięczam większość obrazków wyróżniających dla postów na moim blogu. Jeśli zdjęcia i ilustracje na moim blogu jakoś tam wyglądają, to tylko dzięki Paulinie. Pomogły mi też jej posty o blogowaniu i darmowych stockach.
To nie są odosobnione przypadki, blogowe poradniki możemy znaleźć u wielu blogerów. Tomek Tomczyk z bloga Jason Hunt (wcześniej znany jako Kominek) wydał na ten temat dwie ksiażki (które pewnie kiedyś przeczytam). Kwitną międzyblogowe przyjaźnie i akcje polecania blogów, jak na przykład doroczny Share Week Andrzeja Tucholskiego. Ci ludzie raczej nie boją się konkurencji.
Jak jest naprawdę? Być może kiedyś się przekonam. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że w blogosferze nie ma monogamii – można mieć wiele ukochanych blogów, a te dobre budzą w nas ochotę na następne. W końcu tworzenie wpisów zajmuje więcej czasu niż ich czytanie i nawet najbardziej płodny bloger nie zapewni nam rozrywki non-stop.